Zadzwoń do nas aby dowiedzieć się więcej: +48 12 633 04 60

Tanzania - w odwiedzinach u Ngai

10.04.2024
Tanzania - w odwiedzinach u Ngai

Oldonyo Lengai (2886 m n.p.m.) leży w północnej Tanzanii. Co roku na wulkan wspina się wielu naukowców i jeszcze większa liczba turystów, choć pokonanie 1700 m różnicy poziomu wymaga dobrej kondycji i wytrwałości. Czym jest boskość tej góry dla naukowców? Lawa wypływająca z krateru wulkanu zawiera śladowe ilości krzemionki, co pozwala jej przechodzić w formę ciekłą już przy temperaturze 500°C (zwyczajowa temperatura lawy waha się pomiędzy 1100 a 1400°C). Nigdzie na kuli ziemskiej lawa nie jest tak zimna. Dzięki temu badania odbywają się nawet podczas aktywności wulkanu. Największe erupcje miały miejsce w 1917 r., a potem w 1926 r., 1940 r. i w 1966 r. pokrywając lawą wioski oddalone o 100 km. Ostatni jego wybuch zanotowano w lipcu i sierpniu tego roku. Tym razem czarna lawa pochłonęła 18 km okolicznych ziem. Masajowie wchodzą na górę by się pomodlić np. prosząc o wyleczenie. Składają wówczas ofiarę z bezpłodnej owcy, koloru czarnego. Rytuał wzbogacają pieśni, tańce oraz ścisły post. Masajowie wyczuwają obecność Boga, słyszą go w podmuchach wiatru, choć nie mogą go zobaczyć. Gdy z wulkanu tryska kolorowa magma, zmieniająca barwę skał z białego w szary, czerwony, brązowy i w przypadku lawy pomarańczowy, Masajowie oddalają się od osad położonych u podnóża góry. Widzą w tym gniew Boga.

Według wierzeń Masajów Oldonyo Le Ngai to Góra Boga - Ngai, co głosi też sama dumna nazwa samego wulkanu. Ngai ma wiele twarzy, w różnych wierzeniach jest on inaczej rozumiany. Jest jednak jedna wspólna cecha tego Boga – ma on słabość do gór. Zarówno Mt Kenya, jak i Oldonyo Le Ngai są uważane za miejsca, gdzie można go spotkać, a nasz wulkan nawet za jego letnią rezydencję. Bóg ten bardzo nie lubi gdy się mu przeszkadza. Odpadają więc wszelkie modlitwy poranne, czy wieczorne. Do Ngai zanosi się wyłącznie wołania w sprawach wielkiej wagi i wymagających jego bezpośredniej ingerencji. Jakaż to szczera interpretacja starego słowiańskiego przysłowia „jak trwoga to do Boga”.

Podejście postanowiliśmy rozpocząć o trzeciej rano, bo chcieliśmy zobaczyć wschód słońca. Trudno było wyobrazić sobie wspinaczkę na górę bez odrobiny cienia, w trzydziestostopniowym słońcu. Nie chcieliśmy rozgniewać Ngai. Gdy obudziliśmy się czekała na nas gorąca herbata z mlekiem i nasz przewodnik - Dave. Tak naprawdę mogliśmy się mu przyjrzeć dopiero rano, bo w ciemnościach ciężko było z nim się zapoznać, trzeba mu było natomiast zaufać. Dave w trakcie podejścia starał się przekazać nam trochę zwrotów w suahili i nieco afrykańskiej filozofii. Mottem wyprawy stało się więc pole pole - po trochu, bez pośpiechu. Widać znał on dobrze Mzungu i ich strategię zdobywania szczytu. Poszliśmy powoli, brodząc w czymś co wydawało się trocinami, a okazało popiołem, próbując nawiązać łączność z tutejszą kulturą. Nocne podejście wydawało się być podchodami, skradaniem się w tajemnicy przed Ngai, którego nie należy niepokoić. Kryzys przyszedł jednak tuż przed szczytem około godziny piątej rano, kiedy to zaczęło być coraz zimniej. Nasza reakcje na ten termiczny fakt była zupełnie automatyczna - zaczęliśmy przyśpieszać, w nadziei, że się trochę rozgrzejemy. Dave natomiast ku naszemu zdziwieniu zakopał się w popiele i … poszedł spać. „Zdębieliśmy” i próbowaliśmy mu wytłumaczyć naszą koncepcję, a on bez słowa komentarza wyprowadził nas na szczyt, gdzie znowu zalazł sobie zagłębienie, w którym się ułożył do dalszej drzemki. Do wschodu słońca pozostało pół godziny, było nam coraz zimniej, a nie mieliśmy odwagi ruszać zdobywać krater w ciemnościach. Miałam pewne trudności z wyobrażeniem sobie tego miejsca i całej tej wulkanicznej aktywności. Cóż nam pozostało. Przytuliliśmy się do siebie, zwinęli w kłębek i tak próbowaliśmy usnąć z nadzieją na szybki wschód słońca.

Słońce wstało o szóstej. Kiedy wygrzebaliśmy się z popiołu osłupieliśmy. Do teraz nie jestem pewna czy dlatego, że nigdy nie wyobrażałam sobie krateru w ten sposób, czy że krajobraz ten był tak kosmicznie niepowtarzalny. Wyglądało to jak ujęcia z księżyca, symfonia różnej wysokości wzgórków, kopczyków o sinusoidalnym kształcie, otulającego je mglistego dymu, przez który przedzierało się matowe światło porannego słońca. Im cieplej się robiło tym bardziej niepohamowana radość i energia w nas wstępowała. Zachwycaliśmy się wszystkim, tym, że lawa jest jeszcze ciepła, że falbanki coraz to świeższej lawy układają się jedna na drugiej, że po jej wychłodzeniu pozostaje tylko popiół. Optimum tej radości było odkrycie plującego lawą małego krateru wokół, którego skupiły się obiektywy, czekając na kolejną małą erupcję.

Dave, uważny i skupiony, nasłuchiwał odgłosów wulkanu i śledził nas jak rodzic strzeże beztrosko bawiące się dzieci. Czuł ogromną odpowiedzialność i był świadomy zagrożeń jakie niesie ze sobą wulkan. Wychodząc na górę, czekając na wschód słońca, czy też buszując wśród kraterów nie pomyślałam ani przez chwilę, że może nam coś grozić, że wulkan może nagle wybuchnąć. Oldonyo Le Ngai, to wulkan niezwykły. Niekoniecznie dlatego, że groźba wybuchu rodzi szacunek dla żywiołu, który nie pozwoli się ujarzmić. Wulkan ten jako jedyny na całej ziemi, wytwarza lawę natrokarbonatywną (natrocarbonatitic), która jest mniej gęsta i znacznie chłodniejsza od law bazaltowych, prawie nie zawiera krzemu. Jest to ewenement na skalę światową, nigdzie indziej na ziemi nie znaleziono podobnego wulkanu. Ten specyficzny rodzaj lawy nocą ma jasno pomarańczowy kolor, a w dzień przypomniana czarną oleistą maź, bądź brązową pianę w zależności od ilości gazów. Wulkan ten jest też niezwykle aktywny, krater zmienia swój wygląd po każdorazowej większej erupcji. Trudno dziwić się miejscowej ludności, że dopatrują się tutaj boskiej ingerencji. Tuż u jego podnóża zlokalizowane są masajskie wioski oraz osada geologów, którzy ku zdziwieniu miejscowej ludności potrafią spędzić cały tydzień na Górze Boga. Żadnej z tej grup nie przeszkadza niebezpieczeństwo i bliskość tego żywiołu, choć powiew wiatru nie pozwala też o tym zapomnieć. W powietrzu czuć energię. Geotermalną? Boską?

Postscriptum:

Kilka tygodni później zanotowano serię erupcji tego wulkanu. Wybuch wytworzył wielką ilość lawy, która zalała zachodnią stronę wulkanu w pobliżu trasy turystycznej i zatrzymała się dwa kilometry przed masajską wioską.

 

Żródło: archiwum "Globtrotter"

Tekst: Joanna Gluza

 

Zaciekawiła Cię ta historia? Sprawdź nasze 

Wycieczka Kenia Tanzania z wypoczynkiem na Zanzibarze

Wycieczka do Tanzanii z Zanzibarem